Podróże w dal i w głąb

Aneta Fudała

Podróżując przez życie, potrzebujemy co jakiś czas wytchnienia i oderwania się od dotychczasowych miejsc. Wybieramy się w mniej lub bardziej odległe krainy. Może być egzotycznie, może być lokalnie czy dziko. Ważne, by zabrać plecak, walizkę i jechać! Zastanówmy się: po co się gdzieś wyprawiamy?

„Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie” – napisał Andrzej Stasiuk. Wyjazd gwarantuje wysycanie się doznaniami, niezamykanie się w swoim kokonie czy w tzw. czterech ścianach. W wakacje możemy doświadczać świata bardziej niż na co dzień, zawieszając liczne narracje, intelektualizacje czy interpretacje. Wyjazdy tworzą płaszczyznę do tego, by korzystać ze zmysłów, odczuwać swoje ciało na głębszych poziomach. To czas doświadczania świata mocniejszego – tak jak mogliśmy to czynić jako dziecko: dotyk piasku, szum wody o różnym natężeniu, odczucie wiatru na skórze… Ponoć przysłowie chińskie twierdzi, że lepiej zobaczyć coś raz, niż słyszeć o tym tysiąc razy. Podróżowanie jest zatem doskonałe dla osób, które potrzebują czegoś dotknąć, doświadczyć osobiście. Cudownie jest sycić oczy, smakować nowego i z odwagą tracić z oczu znany brzeg.

Zbieramy rozmaite doświadczenia na wyjeździe, ale chodzi też o to, by tę świeżość spojrzenia przenieść na codzienność. Byłaby to najlepsza wakacyjna pamiątka! Jak to ujął Terry Pratchett: „Dlaczego się wyjeżdża? Żeby się mogło wrócić. Żeby zobaczyć to miejsce, z którego się przybyło, nowymi oczami i w nowych kolorach”.

Jak to się powszechnie uznaje, wyjazdy pomagają nam zresetować umysł. Jednak jeśli mamy nadzieję myśleć o wyprawie zamiast ucieczki, chodzi bardziej o dystans do spraw bieżących niż o próbę wykasowania problemów.

Mamy do wyboru rozmaite wersje podróżowania. Na jednym krańcu znajdują się nomadzi przemieszczający się kamperem. Na drugim są wczasy typu all inclusive, które mnie kojarzą się z powrotem do macicy: wszystko stale dostępne jak na tacy! Może to być potrzebne w niektórych momentach życia.

Jeśli z kolei zdecydujemy się na pomieszkiwanie w obcym kraju, czeka nas zjawisko psychiczne zwane szokiem kulturowym. Ma ono swoje etapy, zawiera miesiąc miodowy – zachłyśnięcie się innością, a potem wyobcowanie, uwypuklenie odmienności, tęsknotę za ojczyzną, aż w końcu adaptację. Szok kulturowy płynie z naruszonego poczucia przynależności. W podróży uwypukla się pytanie: „gdzie przynależę?”. Przeprowadzka wywiera na nas nacisk w postaci dostosowania się do lokalnych wymogów kulturowych. Będąc na krótszym wyjeździe, też musimy się oswoić z różnymi elementami np. z piskliwymi piosenkami w taksówkach w krajach Bliskiego Wschodu czy innym stylem odżywiania w Wielkiej Brytanii.

Nawet gdy czeka nas jedynie tygodniowy wypad, a nie przeprowadzka, możemy doświadczać lęku. Ciekawą postać lęku ujęto pod terminem „reisefieber” – chodzi o stan poddenerwowania przed podróżą, przed zmianą miejsca. Możemy się wówczas zastanawiać, czy dostatecznie się spakowaliśmy, przygotowaliśmy (jakbyśmy myśleli, czy przetrwamy poza domem bez domu)… Możemy przewidywać tęsknotę za zostawianymi osobami i znajomymi kątami. Ta gorączka przedpodróżna zawiera w sobie też napęd załatwiania i domykania różnych spraw tu na miejscu przed urlopem. Wnikając głębiej spekuluję, że istnieje też opcja, w której nieświadomie się karzemy za przyjemność, która nas czeka…

Gdy już dotrzemy na miejsce, też możemy się poczuć nieswojo, momentami zagubieni. Przede wszystkim możemy poczuć euforię, zachwyt i rodzaj zachłyśnięcia się! To częste zjawisko, że doświadczamy regresu na jakimś wypadzie i czujemy się albo wręcz zachowujemy jak za wcześniejszych lat swojego życia. W miastach turystycznych możemy często zaobserwować grupki zwiedzających zbite w stadko. Turyści w obcym mieście organizują się w grupę, czują się wtedy bezpieczniej, trzymają się razem. Elementy regresu są nieodłącznym fragmentem wypadów na wieczory panieńskie, kawalerskie czy tzw. babskie wyjazdy. Skłonności do stadności uwypuklają się na wakacjach: siedząc w kręgu przy ognisku każdy znajdzie swoje miejsce.

W kategorii dużych wydarzeń dla rodziny zawiera się pierwszy szkolny lub wakacyjny wyjazd dziecka bez rodziców. Rozłąka, separacja to coś, co trzeba wdrożyć w odpowiednim wieku i ćwiczyć. Jest to trening samodzielności, trening odłączenia od mamy i trening łączenia się w więzi z innymi ludźmi na wyjeździe. Niektórzy dorośli też mają widoczny problem z separacja od rodziny. Oddalanie się od domu gdzieś głębiej przywołuje w nas wszystkich te uczucia rozdzielenia. Podziwiamy samodzielnych podróżników wyprawiających się samotnie do zagranicznych krain. Czujemy, że podejmują się wymagającego istotnych sił zadania.

Mówiąc o wyzwaniach; wyjeżdżając za granicę nasila się lęk, jak to mówią psychoanalitycy, osłabia się siła ego – czyli może spadać poziom dojrzałego funkcjonowania. Dzieje się tak nawet u dobrze funkcjonujących osób. Czasem czuć ten dreszcz emocji, gdy jesteśmy na lotnisku czy dworcu pociągowym. Może się to rozgrywać nawet w zaciszu domowym: niektórzy nie lubią pakowania, inni rozpakowywania, jeszcze inni obu tych elementów.

Wiele elementów składa się na podróż. Pewnie znacie mem, w którym prosiaczek pyta Kubusia: co jest ważniejsze cel czy droga? Kubuś odpowiada, że towarzystwo! Są rozmaite elementy, które razem łącznie składają się na skomplikowaną układankę podróżniczą. Ostatnim z tych elementów jest powrót. Niektórzy mówią, że najlepszy smak wyjazdu to mieć gdzie wracać. Liczącym się momentem jest powrót do własnego łóżka, wanny – docenienie, przyznanie, że lubię swój koc, kapcie i łyżeczki!

I jeszcze na koniec zostawiam nam tu słowa Edwarda Stachury: Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie.

 

~ Artykuł ukazał się w lipcowym wydaniu newslettera „Psycho-Pudełko”. Aby być na bieżąco, zachęcamy do zapisu – kilkając w ten link!