Wszystko, co nas napędza
Aneta Fudała
W ciągu życia realizujemy wiele spraw, stale dokądś zmierzamy, budujemy jedno i naprawiamy drugie. Dzień po dniu bierzemy udział w codziennej krzątaninie. Skąd właściwie bierze się w nas bodziec do działania? Co nas popycha, co nas napędza? Jak znajduje się inspiracja? Skąd bierze się impuls?
Zapraszam do analizy naszej motywacji. Motywację uznaje się za świadomy lub nieświadomy bodziec do działania w pożądanym przez nas kierunku, dostarczany przez czynniki psychologiczne lub społeczne i nadający cel, lub kierunek zachowaniu. W znaczeniu psychologicznym, motywacje są to te wszystkie popędy i dążenia – biologiczne, społeczne i psychologiczne – które nie pozwalają nam pozostawać w bezczynności i popychają nas, mniej lub bardziej zdecydowanie, ku działaniu. Motywy naszych działań odwołują się do wielu różnych sił: głód należy do motywów biologicznych, potrzeba akceptacji do społecznych, a ciekawość do psychologicznych. Niewątpliwie potrzeba osiągnięć jest jedną z kluczowych potrzeb człowieka. Napędza ludzi osiągających sukcesy w biznesie, zgłębiających tajniki nauki, ale też doskonalących pasje np. wspinaczce wysokogórskiej. Potrzeba osiągnięć leży na szczycie piramidy potrzeb Maslowa. Czyli można przechodzić do jej realizacji, gdy bardziej bazowe potrzeby są przynajmniej w jakimś zakresie zaspokajane. Znane są jednak przypadki osób znajdujących się w więziennej opresji, które potrafiły realizować potrzeby artystyczne, w tym pisarskie. Widać zatem, że motywacja jest złożonym zjawiskiem.
Osoby doświadczające braku motywacji do życia są bardzo cierpiące. Dla niektórych ludzi podstawowym staje się pytanie, skąd czerpać energię do wstawania co rano. Pod tym spadkiem energii życiowej czai się często depresja. Ona może być też składową innego częstego problemu, a mianowicie prokrastynacji. Trudno działać, gdy nie wierzymy w sens podejmowanych przez nas działań. Na nasze nastawienie mocno wpływa nieświadomość. Freud wyszczególnił dwie podstawowe siły leżące u podłoża naszych postaw: napęd śmierci – Thanatos i napęd życia – Eros. Ważą się w każdym z nas i dobrze mieć je na obserwacji. Każdy z nas jest też wyjściowo, temperamentalnie, wyposażony w pewną dozę żywotności – niektórzy w mniejszą, inni w większą.
Do myślenia o energii, która pomaga nam wychodzić do świata, przydaje się koncepcja „dawcy życia” psychoanalityka Neville’a Symingtona. Dawca życia oznacza w przybliżeniu wewnętrzną siłę człowieka, jego popęd do twórczego rozwoju i tworzenia relacji. Jest wewnętrznym obiektem reprezentującym dążenie do czegoś więcej niż zwykłe “przetrwanie”. W życiu nieustannie stajemy przed wyborem czy tkwić dalej w egocentrycznej skorupie, czy zaryzykować i podjąć trud tworzenia interakcji z innymi. Podejmujemy działania z szeroko pojętej miłości, dlatego że coś nas zachwyca, że coś nas inspiruje.
Niemowlę pełzając czy raczkując w obranym przez siebie kierunku, wykazuje bezsprzeczną motywację do zbliżenia się i poznania. Możemy sięgnąć pamięcią do dzieciństwa i przypomnieć sobie ten napędzający zew ciekawości. Jakże chcieliśmy wtedy otworzyć skrzynię znalezioną na strychu… Była to przecież skrzynia skarbów!
Zwykle w procesie psychoterapii w ludziach rozkręca się ta chęć, ta pasja do życia. Z tajemniczych procesów wewnętrznego wzrostu i rozwoju wyłania się taki element, że nagle ktoś zaczyna hodować kwiatki doniczkowe i dbać o nie, a ktoś inni adoptuje zwierzęta. Nagle człowiek zaczyna tworzyć kolaże, zachwyca się kolorami. Rodzi się pasja, budzi coś nowego.
Gdy coś się zrodzi, pojawia się kolejne zagadnienie – jak zachować odkrytą motywację. Utrzymanie motywacji, szczególnie przy długofalowych i złożonych wyzwaniach, wymaga sił i zabiegów. Z drugiej strony, jak to mawiają, najtrudniejszy pierwszy krok. A gdy już się w coś wciągniemy, reguła zaangażowania z psychologii społecznej działa na nas zwiększając prawdopodobieństwo podtrzymania obranego kierunku. Dzieje się to bardziej, gdy wtajemniczymy w swoje plany otoczenie – poczujemy się wówczas niejako zobowiązani. Ujmując to inaczej – sama inspiracja nie wystarczy, ona jest jak zapłon. Potem, by wytrwać, potrzebne jest paliwo. Potrzebna jest wtedy taka odżywcza dłoń pielęgnacji.
Wspierające samodyscyplinę jest uznanie wartości procesu, a nie tylko efektu. Często koncentrujemy się tylko na rezultatach, tymczasem można nagrodzić się również za kolejne kroki, za ruch do przodu. To, co się liczy, to działanie.
Jeśli popatrzymy na wyznaczniki satysfakcji z realizacji zadania, kojące jest wytworzenie przekonania, że nie wszystko musi być zrealizowane na sto procent. Znamy aż za dobrze „ciśnięcie” na cele, na dokonania. Mamy aż za dużo wysokich poprzeczek wszędzie wokół. Gdy zaczynamy coś nowego, do działania zagrzewa nas szybko wypalający się płomień dopaminy, podkręcony przekonaniem o pozornej łatwości danego przedsięwzięcia (efekt Dunninga-Krugera). Jeśli jednak nasze zobowiązania głęboko wpisują się w nasz system wartości, jesteśmy w stanie ponosić pewną inwestycję, uruchamiając wytrwałość. Z czasem staje się ona naszą cechą, dzięki neuroplastyczności, i przekłada się na inne obszary życia. Rozwijając wytrwałość, uczymy się radzenia sobie z chwilowym oporem i trudnościami, aby utrzymać regularność i ciągłość ważnych dla nas wewnętrznych zobowiązań. Na przykład w utrzymaniu motywacji w treningach sportowych pomoże wybranie aktywności, która jest do nas pasująca. Po co zmuszać się do siłowni, gdy może się okazać, że to rolki nas porywają.
Patrząc od strony zewnętrznego zarządzania naszymi działaniami, psycholodzy zajmujący się zarządzaniem zespołami wyszczególniają motywację pozytywną i negatywną. Motywacja pozytywna polega na stworzeniu pracownikowi perspektyw coraz lepszego urzeczywistniania jego celów w miarę spełniania oczekiwań pracodawcy. Szef może motywować pracowników wizją wyższych zarobków, lepszego stanowiska, większej samodzielności, wyjazdu do pracy za granicą itp. Motywacja negatywna opiera się na lęku, który pobudza do pracy przez stwarzanie poczucia zagrożenia. Zarządzający mogą nakreślać groźbę utraty części zarobków, nagany, obniżenia uznania, przesunięcia do pracy mniej płatnej czy o mniejszym prestiżu. Drugi rodzaj motywacji kiedyś był wykorzystywany powszechnie szerzej ze względu na szybciej osiągany, wyraźny efekt. Obecnie wydaje się, że bezdyskusyjny kiedyś system nagród i kar jest poddawany oględzinom.
To wszystko motywacja zewnętrzna. Wróćmy do motywacji wewnętrznej. Gdyż nie „kijem i marchewką” a dopasowaniem celów do naturalnych predyspozycji pracownika, ucznia zdziała się najwięcej. Proces edukacji ze względu na jego długość i intensywność wymaga sporo wysiłku, dlatego też nikła jest szansa, by uczeń odniósł sukces na tym polu, przy braku odpowiednich pobudek. Motywacja wewnętrzna pozwala zmobilizować się do nauki, szczególnie gdy w uczniu jest zainteresowanie przedmiotem nauki, np. fascynuje go świat przyrody. Optymalnie działamy, gdy zadania są dostosowane do naszych indywidualnych talentów.
Co ciekawe, okazuje się, że zbyt silna motywacja ma ujemny wpływ na nasze działanie! Przy zbyt intensywnej motywacji może dojść do niepożądanych zjawisk jak: fiksacja (utrwalone sposoby aktywności, które nie prowadzą do zamierzonych celów), „pustka w głowie” oraz regresja (określająca poziom charakterystyczny dla wczesnych faz w danej dziedzinie). Wniosek z tego taki, że optymalna dla realizacji celów motywacja to ta, która charakteryzuje się wcale nie najwyższym poziomem. Stąd możemy pamiętać sytuacje z naszego życia, gdy mieliśmy wrażenie, że tak bardzo nam na czymś zależało, że aż kiepsko to wychodziło. Przeżywaliśmy wtedy np. nadmiarowy stres, spodziewając się ważnych dla nas gości i starając się za bardzo.
Warto jeszcze pomyśleć o automatycznych reakcjach w odpowiedzi na wyzwanie czy stres, które się w nas wzbudzają. Znamy „fight or flight” – czyli walcz lub uciekaj. Bardzo często jesteśmy motywowani do działania z tych właśnie pobudek. Mniej osób wie, że jest jeszcze „fawn” – strategia przymilania się oraz „freeze” – zamarzania. Jeśli bierze górę ta ostatnia, jest mocno utrwalona u człowieka, będzie on uskarżał się na brak motywacji do wielu spraw, na prokrastynację etc. Trudno spodziewać się od siebie spektakularnych efektów, gdy jesteśmy w trybie przetrwania, zamarznięci.
Energia płynie, gdy nie jest zamrożona. Więcej w życiu zdziała, gdy nie będzie rozgorączkowana, a bardziej usatysfakcjonowana. Podsumowałabym motywację jako życiową i życiodajną moc, energię ruszająca nas z miejsca ku naszym prawdziwym, tylko nam znanym i odkrywanym, pragnieniom.
~ Artykuł ukazał się we wrześniowym wydaniu newslettera „Psycho-Pudełko”. Aby być na bieżąco, zachęcamy do zapisu – kilkając w ten link!