W stronę ojca
Aneta Fudała
Każdy z nas potrzebuje w życiu wspierających i znaczących postaci. Taką postacią może być figura ojca. Niekoniecznie musi to być nasz konkretny tata, szczególnie że wiele osób może mieć temat taty do tak zwanego, przepracowania. Możemy pomyśleć sobie o postaci uwewnętrznionego ojca. Skąd się bierze taka postać, jakie jakości w sobie zawiera?
Na pewno ojciec kojarzy się nam z autorytetem. Jest to wymagające zagadnienie, szczególnie teraz, w tak zwanej erze ponowoczesności. Komentatorzy stwierdzają czasem, że autorytety dziś się zużyły. Jak powiedziała Matylda Damięcka: “Ja sobie żadnego plakatu nie powieszę!”. Wzrasta relatywizm różnych zagadnień i indywidualne poszukiwanie rozwiązań życiowych kosztem przejmowania odgórnych założeń.
Wciąż jednak mamy liczne instytucje posiadające kluczowe znaczenie społeczne. Instytucje te opierają się na hierarchicznej strukturze i jakimś autorytecie. Szkoła jest jednym z takich przykładów. W niej rola autorytetu, jako podpory w wychowywaniu przyszłych pokoleń, ma znaczenie. Różne narzędzia mogą być do tego użyte; system pochwał i nagród, koncentrowanie się na wzorcowych przykładach osób z różnymi dokonaniami (więcej narzędzi znajdziecie w dziale Psycho-Inspiracji!). Jeszcze niedawno używano szkolnych mundurków, które miały nadawać szczególny styl i wzmacniać dyscyplinę. Do autorytetów odnoszą się też pewne uroczystości, wszelkie doniosłe chwile (a wkrótce będziemy mieli rozdawanie świadectw w asyście pocztu sztandarowego!).
Zgłębiając ten temat, wiele osób pewnie przypomina sobie eksperyment więzienny Zimbardo. Wykazał on miażdżącą siłę działania autorytetu. Przypomnę, że badani zostali podzieleni na dwie grupy: więźniów i strażników więziennych. Po dość krótkim czasie rozkręciły się między tymi dwiema grupami mechanizmy przemocowe: używanie bezwzględnej siły ze strony “strażników” w kierunku “więźniów”. Eksperyment był przeprowadzany w 1971 r., a więc w czasach, gdy panowały jeszcze inne, mniej wrażliwe standardy. Obecnie przebieg eksperymentu jest poddawany pod kontrowersje, aczkolwiek może on pokazywać siłę pewnych zjawisk międzyludzkich – nadanych ról i ich emblematów.
Aby nie pozostawać w mrocznych klimatach, wróćmy do bardziej zniuansowanego oraz pozytywnego wpływu autorytetów. Hierarchia wpływa na człowieka, ale chcę podkreślić, że szacunek należy się bez wyjątku każdemu! Poukładana struktura w korporacjach stanowi dla wielu osób bezpieczne schronienie, gdzie zwykle wiadomo, czego się spodziewać i do kogo, z czym zwrócić. To właśnie jest wg mnie emanacja energii ojca, jako figury, po której powinniśmy wiedzieć, czego się spodziewać, ostoi, do której można się zwrócić w chwili zawieruchy. I najlepiej byłoby dostać wsparcie: emocjonalne, ale także konkretne.
Nie twierdzę bynajmniej, że autorytetowi trzeba się poddać. Walka z nim jest ważnym fragmentem młodzieńczego buntu i konstytuowania siebie. Jednakże ten autorytet wtedy właśnie jest bardzo potrzebny – trzeba się o coś oprzeć i od czegoś odepchnąć, dookreślić siebie wokół serwowanej nam treściowej dominanty.
Oprócz tych twardych struktur zawartych w postaci ojca występuje w niej też jakość, która ją równoważy, a którą można nazwać ojcowskim podejściem, troską. Teraz bardziej ją widać, w czasach uelastyczniania ról, gdy wielu tatów chodzi ze swoimi dziećmi na place zabaw, a wielu przyszłych tatusiów uczęszcza z partnerkami do szkoły rodzenia. Troska ojca może mieć inny wymiar niż troska matki, może być czymś bardziej ubezpieczającym, stabilizującym. Ojciec kojarzy się też z tym, który w razie czego powie „stop”, przypilnuje granic. Pokaże, jak powściągnąć porywającą rzekę przeżyć.
Nieocenioną funkcją ojca w rozwoju małego dziecka jest rozbijanie diady matka – dziecko. W parze tej istnieje na początku symbiotyczne sklejenie, które służy rozwojowi nowej istoty u progu życia. Byłoby jednak niewskazane, by przeciągało się to w nieskończoność. Istotnym rozwojowym krokiem jest wychodzenie dziecka z tej symbiozy, “branie go” do świata. W konkrecie przejawia się to zazwyczaj tak, że to tata uczy jeździć na rowerze, zabiera na wyprawy pod namiot, uczy otaczającego świata, mówi o arkanach geografii, o zjawiskach historii, siedzi z dzieckiem nad matematyką. Ponadto, dzięki obecności ojca w rodzinie dochodzi do triangulacji, przez psychoanalityków nazywanej utrójkątowieniem. Dziecko uczy się wtedy obserwacji relacji interpersonalnej, czyli relacji między matką a ojcem. Ma szansę posiąść wówczas umiejętność pozostawania w odsunięciu, w pozycji „trzeciego”, obserwatora, co będzie niezbędnym wyposażeniem na jego dalszy ludzki los.
Mówiąc o sytuacji zwanej kompleksem Edypa, nasuwa się stereotyp pt. “córeczka tatusia”. Optymalnie by było, by ojciec docenił córkę, pokazał jej, że jest jego księżniczką, ale nie królową, bo królowa jest inna. Innymi słowy, chodzi o to, by nie zapraszał małej dziewczynki do mieszania ról, ale by ją widział, uznał i adekwatnie podziwiał. By mogła się rozwijać, lecz nie była przytłoczona nie swoim miejscem. Relacja mężczyzny z synem również niesie wyzwania i komplikacje. Niektórzy mówią, że ojciec z synem to zawsze trudna relacja, zawiera jakiś rodzaj walki i rywalizacji w sobie. Młody człowiek może w ten sposób nauczyć się jak ze swoją agresywnością być w sytuacji rywalizacyjnej, nie bać się jej, lecz z niej konstruktywnie korzystać. Niewątpliwie dla dzieci obu płci ojciec jest tym pierwszym wzorem, prototypem i przykładem mężczyzny.
I na koniec zaproponuję cytat do przemyśleń: „Rodzice mają władzę nad swoimi dorosłymi dziećmi tylko dlatego, że te ostatnie dokonują na nich projekcji obrazów archetypowych. Nie nazywać żadnego człowieka ojcem oznacza wycofanie wszystkich projekcji archetypu ojca i odkrycie go w sobie”. (Edward Edinger, „Ego i archetyp”). To ważny jungowski pogląd. Można to rozumieć tak, że chodzi o to, byśmy stawali się kompletnymi sobą, korzystając i czerpiąc ze wzorców. Może być to wzór naszego realnego ojca, dziadka, mistrza duchowego czy nauczyciela zawodowego. Mogą być to inspiracje odnośnie dobrego ojcowskiego podejścia, które można odnaleźć w swoich wspomnieniach czy dookoła siebie. W końcu zmierzamy do tego, by potrafić się sobą samym/sobą samą zająć też tak wspierająco, po ojcowsku.
~ Artykuł ukazał się w czerwcowym wydaniu newslettera „Psycho-Pudełko”. Aby być na bieżąco, zachęcamy do zapisu – kilkając w ten link!