Zaprzyjaźnijmy się! Czyli co…?

Aneta Fudała

Zastanawiając się, czym jest przyjaźń, zacznę od sięgnięcia po proste słowa: „To się po prostu wie, gdy ma się przyjaciela. Na przykład ja uważam, że Ty jesteś moim przyjacielem” – jak powiedział niegdyś Zygmunt Kałużyński Tomaszowi Raczkowi.

Dla większości osób pojęcie przyjaciel równa się wsparcie. Wsparcie w relacji przyjacielskiej ma charakter obustronny, choć może być czasowo wymienne. W bliskich relacjach podczas bezpiecznych rozmów przy herbacie czy na górskiej trasie możemy dzielić się swoimi troskami. Przebiega to tak, że odnajdując drugi, otwarty na nas, chłonny umysł, możemy łatwiej metabolizować swoje trudne przeżycia i odnajdywać ulgę w cierpieniu. Większość z nas zna to doświadczenie, zwane czasem potocznie – i trochę chyba umniejszająco – wygadaniem się. Nie przed każdym przecież tak łatwo „się wygadać”… Jaką ulgą jest nieraz wyznanie dręczącego sekretu!

Tzw. sieć wsparcia, jaką sobie wytworzyliśmy w życiu, okazuje się niezmiernie ważna w kryzysie. Jednym ze wskaźników kondycji psychicznej jest to, czy osoba ma przyjaciół lub przyjaciela. Pozostaje pytanie – ile osób potrzebujemy wokół siebie? Sieć wsparcia nie musi być bardzo liczna, ważne, by była niezawodna. Trzymanie siebie w odosobnieniu nie sprzyja równowadze psychicznej. Bywa, że jest to rodzaj tzw. azylu psychicznego, gdy osoba chroni się przed różnymi emocjami płynącymi z kontaktów interpersonalnych w swoim kokonie, na przykład chowa się w swoim domu lub pokoju.

Mentalna obecność przyjaciela, poczucie, że mamy kogoś takiego na świecie, wspiera poczucie bezpieczeństwa. Słowa odzwierciedlenia i rozumienie mogą ukoić rozterki i lęki. Na marginesie nadmienię, że przy wymianie międzyludzkiej energii można zwrócić uwagę czy ma ona charakter produktywny i budujący – czy osoba otrzymująca wsparcie jest wdzięczna i korzysta. Jeśli odbiorca wsparcia wydaje się nienasycony i domaga się więcej, a układ jest jednostronny, może to przypominać pasożytowanie. Hasło „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” proponuję zobaczyć też od drugiej strony: gdy bliska osoba ma kłopoty, to widzimy, na ile jesteśmy jej w stanie w tym twórczo towarzyszyć i czy ta interakcja przepływa sprawnie. Być może przyjaciół poznaje się też w bogactwie! Mam na myśli obserwację czy nie zazdroszczą nam za bardzo, czy jest możliwa radość ze wspólnego towarzystwa i kibicowanie przy odnoszeniu sukcesów, które mogą wzajemnie inspirować i motywować.

A może przyjaciel to osoba, do której możesz zadzwonić po 22-ej? A może przyjaciel to osoba, której wiemy doskonale, jakie złożyć życzenia? Albo może przyjaciel to ktoś, komu na pytanie „Jak się masz?” możemy odpowiedzieć prawdziwie i bez ogródek? Wszystko powyższe zakłada naturalność i bezpretensjonalność kontaktu.

Zaprzyjaźnionych ludzi zwykle łączy podobna wrażliwość i gust, czasem wykonywany zawód. Zazwyczaj mają wspólny język i kulturowy background. Można zastanowić się, czy muszą mieć takie same poglądy? Czasem ludzie potrafią się przyjaźnić, dyskutując i wymieniając myśli na temat różnej optyki na świat. Sklejenie się przyjaciół to nie jest warunek konieczny. Tak jak w każdej ważnej relacji, bliskość to miksowanie połączeń i zachowanie swojej indywidualności.

W historii życia wyzwaniem bywa zmiana środowiska: przeprowadzka, nowa praca. Są to sytuacje, w których trzeba wypracować sobie nowe przyjaźnie. Nie jest to łatwe – trzeba włożyć w to spory wysiłek i dać sobie czas, ponieważ oznacza to powolne odsłanianie swoich prywatnych kawałków. Instynkt samozachowawczy może podpowiadać zupełnie odwrotną tendencję – chronienie wrażliwych części przed obcymi.

Obserwując rozwój dziecka widzimy, że już trzylatki mają zdolność zaprzyjaźniania się, np. w przedszkolu! Przyjaciele z dzieciństwa to bardzo ważne postaci. Nie zgłębiam tu dziś tematu wyobrażonych przyjaciół, chociaż ci w świecie dziecka pełnią również ważną rolę. Razem z zaprzyjaźnionymi rówieśnikami doświadczamy kolejnych etapów rozwojowych. Wspólne wzrastanie, inspirowanie się pełni funkcję łącznika. To wspomnienia na całe życie. Nawet gdy już nie mamy ze sobą kontaktu, mieszkamy wzajemnie w swojej pamięci.

Niektórzy mówią, że z przyjacielem można nie widzieć się miesiącami czy nawet latami, a gdy nadejdzie czas spotkania, rozmowa toczy się, jakby została przerwana zaledwie wczoraj. Wszystko dlatego, że dobrze się znamy i osiągnęliśmy atmosferę bezpieczeństwa i zaufania. Świadomość, że ktoś zna nas, a my jego jest bardzo kojąca. Zjedliśmy razem beczkę soli. Czasem ta sól była nasza, czasem jego, a czasem wspólna.

„Dziękuję, jesteś prawdziwym przyjacielem!” mawiamy do osoby, która wybawiła nas z opresji. Dzięki wspólnemu przeżyciu czegoś trudnego wzrasta tolerancja na to, co nieuniknione w życiu. Bycie w długotrwałej przyjacielskiej relacji wypracowuje większą pojemność, współczucie i rozumienie drugiego człowieka. Więzi budują naszą odporność psychiczną, są buforem wobec przeciążenia. Mówimy tu o regulacyjnej wartości relacyjności, w tym przyjaźni.

W medytacji metta bhawana na pewnym etapie wybiera się przyjaciela, któremu wysyła się dobrą, życzliwą energię. To dla większości ludzi łatwy etap. O ileż łatwiejszy niż wysyłanie dobrych życzeń do wroga – czyli nieprzyjaciela! Życzliwość zdecydowanie koreluje z przyjaźnią. Na przykładzie relacji przyjacielskich możemy spostrzec czy siebie samych traktujemy z wewnętrzną miłością i wyrozumiałością. Wszak w przyjacielu umieszczamy swoje dobre kawałki. Gdy np. w czasie doświadczenia porażki sami sobie dokuczamy, dobra rada brzmi: czy mówiłbyś tak do przyjaciela, jak mówisz do siebie (np. jestem do niczego, gdy mi nie wychodzi)? Zwykle odpowiedź jest cucąca…

Myślę, że wniosek z tego taki, abyśmy byli dla samych siebie najlepszymi przyjaciółmi. Czasami wzorując się na naszych prawdziwych, odnalezionych w świecie postaciach przyjacielskich! Obu tych wersji serdecznie Państwu życzę jako najlepszego wyposażenia na dorosłe życie.

 

 

~ Artykuł ukazał się w majowym wydaniu newslettera „Psycho-Pudełko”. Aby być na bieżąco, zachęcamy do zapisu – kilkając w ten link!